#1 2013-02-27 19:51:18

 Legendarny

aktywny user

Zarejestrowany: 2009-06-22
Posty: 1832
Games News: Mask puller 2000

The Summoners

Historia Raskela

Wszystko zaczęło się szóstego dnia tygodnia Ao, święta obchodzonego co rok w stolicy Wielkiego Imperium Centralnego.  Cały rynek roił się od kupców, mieszczan, szlachty, wieśniaków i biedoty. Wszyscy przyszli oglądać stragany pełne różnych, nieznanych i egzotycznych przedmiotów, zwierząt i owoców. Po ulicach przelatywały niczym ptaki błękitne kule magicznego ognia które oświetlały ulice dla przechadzających się mieszkańców.  W ten szczególny dzień, do miasta przybywał Vazgir. Każde dziecko, mężczyzna i kobieta wiedziało o Vazgir, nawet zwierzęta cichły na dźwięk tego imienia. Vazgir bowiem był przyzywaczem , co już samo w sobie budziło zainteresowanie. Jednak Vazgir nie był zwyczajnym przyzywaczem, był najlepszym przyzywaczem jakiego znała historia. Każdy chciał ujrzeć jego twarz i posłuchać o jego przygodach.  Jednym z szczęśliwców których wysłuchał, był Raskel. Był to młody przyzywacz, pochodzący z Greenstone. Miał on tego dnia za zadanie przewodzić gościowi. W czasie kiedy wszyscy bawili się w mieście, on przejeżdżał przez zamglone Ravgret. Był on ubrany w ciemny płaszcz z kapturem. Zza tego właśnie kaptura, wystawały długie, ciemne jak noc włosy. Wieśniacy zamykali drzwi przed tajemniczym przybyszem. Raskel nie przejmował się tym, wiedział że jego wygląd zachowanie mogą budzić podejrzenie. Raskel nigdy nie pojawiał się bowiem w większych grupach ludzi, zawsze unikał tego typu spotkań jak zarazy. Nikt nie znał powodów Raskela z których zachowywał ciągłych samotność. Zawsze podążał za nim pies, Watra, jego chowaniec. Ravgret nie było przyjemnym miejscem, mlecznobiała mgła wiecznie okrywająca wieś napawała niepokojem każdego. Każdego oprócz Raskela, który widział już w swoim życiu o wiele dziwniejsze rzeczy. Przedzierając się przez mgłę, przyzywacz zauważył posturę wyłaniającą się zza białej powłoki. Kształt który ujrzał okazał się być kształtem człowieka, jadącego na koniu.
-Stójże przyjacielu.-Raskel odezwał się pierwszy.-Zatrzymaj się na chwilę.
Jeździec zatrzymał swojego brunatnego rumaka, spojrzał uważnie na człowieka który zatrzymał mu drogę i po chwili odezwał się.
-Każdego będziesz zatrzymywał w ten sposób?-Nieznajomy odpowiedział śmiejąc się pod nosem.-Czego więc chcesz nieznajomy? Szukasz kogoś?
-Powiedziano mi że będzie tu przejeżdżał słynny człowiek. Miałem dopilnować by nie pobłądził.-Odpowiedział Raskel.-Nie wiesz może czy nie zagubił się gdzieś w lesie, lub nie zjechał gdzieś na wzgórza?
Nieznajomy, zaśmiał się ponownie.
-Masz potwierdzenie od Gildii?
-Idzie za mną Chowaniec, mam także znak Gildii gdybyś chciał go zobaczyć.
Jeździec obejrzał się i powiedział coś. Po chwili z mgły wyłonił się olbrzymi rudy kot.
-Nie szukaj więcej, człowiek którego szukasz jest przed tobą.
Raskel zsiadł z konia i uklęknął na jednym kolanie przed koniem Vazgira.
-Mistrzu Vazgir, wybacz za to że cię zatrzymałem ale Gildia czeka.-Raskel odezwał się zniżając głowę.
Vazgir zmierzył wzrokiem mgłę przed sobą i odpowiedział.
-Wstań i poprowadź mnie, ta mgła jest straszna, a chce dotrzeć do stolicy jeszcze jutro.
Raskel wstał i wspiął się na konia, ale zatrzymał się na chwilę, jego ręka się trzęsła. Przyzywacz szybko to ukrył, jednak sprytne oko Vazgira zauważyło to bez problemów.
-Proszę, podążaj za mną, jeśli się pośpieszymy, może spełnimy twoje życzenie.
Vazgir podążył za Raskelem jak usłyszał. Warta spojrzał tylko niezainteresowany na nowego towarzysza i podążył za Raskelem, tak samo postąpił kot Vazgira.




Wyjeżdżając z Ravgret musieli wkroczyć na tereny Trevan, zwanego także białym lasem. Trevan było według wielu miejscem świętym, jednak było tam jedno miejsce które każdy omijał jak plagi. Był to most Krethor, była to najkrótsza, ale najniebezpieczniejsza droga do stolicy. Ani Raskel, ani Vazgir nie chcieli tamtędy przejeżdżać, było to miejsce okryte wieloma plotkami i historiami, jednak nie był to powód dla którego bano się tego miejsca. Było to miejsce przez które przechodziły zagubione duchy, dla przyzywacza-szamana przejście przez to miejsce było jak przechadzką po parku, jednak ani Raskel, ani Vazgir nie był szamanem.  Postanowili obrać więc bezpieczniejszą drogę przez kompleks Świątyń Traveńskich, jednak stało się coś niespodziewanego przez co musieli zmienić swoje plany. Raskel i Vazgir przejeżdżali gościńcem prowadzącym do kompleksu.
-Nie przedstawiłeś się.-Powiedział Vazgir.-Idę za kimś kogo imienia nawet nie znam?
-Wybacz mistrzu, brak opamiętania z mojej strony, ciężkie czasy. Moje imię to Raskel.
To powiedziawszy ucichł. Vazgir rozejrzał się dookoła, drzewa w Trevan były całe porośnięte pachnącymi kwiatami, zielonymi pnączami i różnokolorowymi grzybami. Gdzieś obok przeleciał świetlik, gdzieś w ciemnościach przebiegła sarna. Cały las tętnił życiem.  Warta ukrył się gdzieś pomiędzy drzewami wypatrując niebezpieczeństwa. Wszystko wydawało się przebiegać zgodnie z planem. Wtedy Warta zaczął wyć. Raskel i Vazgir gwałtownie obrócili się w stronę dźwięku. Po chwili zza drzew wyłonił się uciekający pies. A za nim, niewypał. Zakrwawiony, przyzywacz który go przyzwał najpewniej już nie żył. Niewypały były nieudanymi próbami przyzwania stworzeń, tworzyły one przerażające chimery, których nie dało się kontrolować. Potwór miał głowę kozła, ciało wilka i ogon węża, a także zęby przypominające uzębienie najgroźniejszego z lwów.  Miecze zabłysnęły niczym błyskawice, po chwili oślepiające światło wydało się z ręki Raskela. Demon stał przed przyzywaczami czekając na rozkazy. Także Vazgir wymruczał kilka pośpiesznych słów pod nosem, po czym z ziemi przybyły dwa gnijące ciała, gotowe do służby. Niewypał podskoczył zderzając się z ręką demona która odrzuciła go na pobliskie skały. Chimera zasyczała groźnie, podeszła tym razem powoli, zgrabnie omijając dwóch ożywieńców i wysyłając ich do piachu.  Okrążyła przyzywaczów, ogonem uderzając Raskela. Raskel zaskoczony krzyknął tylko zanim nie odleciał do tyłu. Vazgir szybkim ruchem ręki odrzucił czarem niewypał prosto na masywne drzewo nie opodal. Drzewo zachwiało się, i upadło wprost na poczwarę rozgniatając ją z donośnym odgłosem. Vazgir podbiegł do Raskela kucając nad nim.
-Nic ci nie jest?
Raskel tylko zakaszlał i uśmiechnął się.
-Było gorzej.-Odpowiedział, wstając na nogi, spojrzał na drzewo blokujące drogę.-Tędy już chyba nie przejedziemy.
-Na to wygląda.-Odparł jego towarzysz, także spoglądając na gościniec. Po chwili obrócił się spoglądając na dwa ciała leżące przy skale.-Z koni najwyraźniej już też nie skorzystamy…
Demonolog zaczął się rozglądać.
-Warta!-Przywołał swojego psa który aktualnie przegryzał kość wcześniej zabitego stwora..



Tak więc Raskel i Vazgir zawrócili ze swojej drogi kierując się w okolice mostu Krethor, im bliżej mostu, tym bardziej nieprzyjazny stawał się las. Drzewa stawały się coraz wyższe i rozłożyste, blokując dopływ innym roślinom. Po pewnym czasie, podróżnicy musieli przywołać małe kulę ognia aby oświetlały im drogę. Ziemia była prawie martwa, ogromne rośliny wysysały wszelką wodę z okolic dla siebie. Co jakiś czas jedno z nich upadło wyschłe aby zrobić miejsce dla kolejnego ziarna. Powoli zbliżali się do granicy lasu, wystarczyło tylko przejść przez most…
Most stał tam, niedaleko rzeki wokół której kłębiły się różnego rodzaju maleńkie rośliny, grzyby i zwierzęta. Było to jedyne miejsce w głębi lasu gdzie docierało światło. Była to mała kamienna posadzka, nie wyróżniała się niczym szczególnym.  Wokół stały liczne kamienne słupy, jakby znaki dla przejeżdżających podróżników.
Demonolog zsiadł z konia i rozejrzał się, przyglądał się mostowi z daleka, aż nie zobaczył tego co chiał.
-Cholera, trafiliśmy w złym czasie.-Powiedział Raskel.-Duchy akurat się zbierają.
Vazgir siedział cicho, był głęboko zamyślony i rozglądał się w poszukiwaniu innej drogi. Jednak wiedział że jeśli zboczą w las najprawdopodobniej zgubią się i zginą. Przeprawa przez most była jednak równie, o ile nie bardziej niebezpieczna. Duchy nie darzyły sympatią demonologów, a tym bardziej nekromantów. Z dwóch złych uznali że najlepiej będzie się przeprawić przez most.
Zruszyli więc w jego kierunku, wszystko zaczęło się dość spokojnie. Małe duszyczki kłębiące się wokół mostu zaczęły poruszać się niespokojnie wyczuwając przybyszy, nie zrobiły jednak nic aby powstrzymać jeźdźców.
Warta był przerażony sytuacją w której się znalazł, nerwowo warczał na każdy zbliżający się płomień.
-Spokojnie Warta, wyjdziemy z tego.-Próbował uspokoić go Raskel.
Kiedy już myśleli że przejadą bezpiecznie i oddalą się od niebezpieczeństwa, stało się coś nieoczekiwanego.
Po drugiej stronie mostu zapaliła się ziemia i spod martwej skorupy wyłonił się niski, zgarbiony, brzydki człowieczek noszący drogi kapelusz i strój.
-Hola!-Zakrzyknął zatrzymując Przyzywaczy.-Co się tak panowie spieszycie?
Raskel już miał dobywać szabli, jednak Vazgir go powstrzymał.
-Nie szukamy zwady duchu. Chcemy po prostu przejechać.
Karzeł roześmiał się, spojrzał na niechcianych przybyszy i powiedział.
-Oczywiście, wszyscy chcecie tylko przejechać, a o cudzej własności to już nikt nie pamięta. Kiedyś miałem tutaj dwór, i ten teren należał do mnie. Ale oczywiście jak jestem martwy to nic mi się nie należy! Powiem wam coś, nie zejdę z tego mostu dopóki nie dostanę swoich pieniędzy!
Vazgir westchnął tylko i wyciągnął z torby małą sakiewkę mrucząc coś pod nosem, cały czas nerwowo oglądając się na trzęsącą się rękę Raskela. Po chwili rzucił ją w stronę lasu. Zanim się obejrzał karzeł biegł już w stronę rosnących tam drzew a jeźdźcy bezpiecznie przejechali przez most.
-Rozumiem że nie chciałeś z nim walczyć… ale czy to nie były wszystkie twoje pieniądze?-Zapytał Raskel.
Nekromanta zaśmiał się tylko i wyciągnął z dłoni mały kamyk, podrzucił go zamieniając go w przepiękną złotą monetę. Zanim były szlachcic zorientował się co się stało, jeźdźcy byli już daleko za lasem. Ciszę przerwał złowrogi, pełen złości krzyk.


Byli już niedaleko stolicy, postanowili się zatrzymać w Tran. Było to duże miasto prosperujące głównie z handlu. Normalnie, nawet w nocy można było na rynku znaleźć mnóstwo ludzi. Jednak to nie był normalny okres. W Tran grasował „Czarny Wilkołak” przynajmniej tak nazwano tajemniczego mordercę zabijającego ludzi zapuszczających się w nocy w głębiny miasta. Raskel był właśnie takim człowiekiem. Miał jeszcze pewne sprawy do załatwienia w Tran zanim wyjadą, jednak mieli wyruszyć już o świcie. Nie bojąc się tajemniczego mordercy wyruszył w nocy dostarczyć list od Gildii. Zanim jednak dostał się do ratuszu usłyszał płacz. Obrócił się i zauważył płaczącą kobietę w zaułku, leżała tam owinięta w różnego rodzaju szmaty, szlochając z zimna. Przyzywacz stanął jak wryty. Wiedział jak kończą się tego typu sytuacje. Jego ręka zaczęła się trzęść, jego serce zaczęło bić o wiele szybciej. „Nie mogę, nie mogę sobie na to pozwolić.” pomyślał „Nie mogę pozwolić aby ktoś jeszcze zginął.” .  Raskel znał takie sytuacje aż za dobrze. Samotna kobieta lub mężczyzna, żadnych świadków, nikt nie usłyszy, nikt nie pomoże. Głos echem odbrzmiewający w głowie. Szepczący przerażające a zarazem intrygujące sekrety. Nie, nie może pozwolić aby to znowu nim zawładnęło, nie może pozwolić na śmierć kolejnej osoby. A zarazem, pragnie tego. „Wiesz że potrzebujesz tego.” Echo tych słów odbija się w jego głowie, ręka trzęsie się coraz mocniej, po chwili dobywa miecza. Nazajutrz znaleziono ciało martwej dziewczyny leżącej gdzieś w zaułku.
Po tym wydarzeniu Raskel i Vazgir dotarli bezpiecznie do stolicy, bramy otwarły się przed nimi i przejechali. Nie powitano ich jednak paradami, muzyką i owacjami. Wszystko odbyło się po cichu, obydwoje bocznymi uliczkami przejechali przez miasto i dotarli do zamku. Obok stał budynek Gildii, której bramy mieli właśnie przekroczyć.


Bane?

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
GotLink.pl